Których kosmetyków używać, a których unikać?
Zawsze śmieję się z kosmetycznych „ulubieńców”. Może dlatego, że najczęściej autorkami wpisów są osoby, które mają całą łazienkę zastawioną balsamami, kremami, mleczkami, masłami, budyniami, galaretkami (tak, są takie nazwy) i wszystkim innym, co zwykłym użytkownikom wystarczyłoby na całe życie.
Jestem dziewczyną, która najlepiej czuje się bez makijażu i dobrze z tym wygląda. Uroda, geny, whatever – tak już jest i muszę z tym żyć. Kosmetyki? Z kolorowych znajdziecie u mnie tusz do rzęs, szminkę, błyszczyk/pomadkę i lakiery do paznokci. Z pozostałych tylko to, co jest konieczne dla zachowania zadbanego wyglądu i dobrego stanu skóry. Postaram się opisać wszystkie kosmetyki, z których kiedykolwiek korzystałam i jakie miałam po nich wrażenia.
Zapraszam na szaloną wycieczkę po mojej mikro-kosmetyczce. Zacznę od kosmetyków pielęgnacyjnych, bo najpierw trzeba mieć zadbaną skórę, żeby kłaść szpachlę i maziać po niej kolorami tęczy.
1. Szampony – wygładzające
Wygładzające, bo moje włosy po wysuszeniu sterczą w każdą stronę a podobają mi się proste i gładkie.
- Dove – był dla mnie całkowitym niewypałem, bo włosy zaczęły wychodzić mi garściami; kiedy go odstawiłam skończył się ten problem
- Dermena – ratowałam nim wypadające włosy po Dove; nie wiem czy działał, bo patrz wyżej
- Garnier Fructis – włosy szopa; totalnie nie dla mnie
- Tołpa Biała wierzba – to kolejny przykład tego, że jak coś jest reklamowane jako „delikatne, naturalne i hypoalergiczne”, to na mnie nie podziała; włosy jak szczecina dzika
- Pantene Aqua light – nie zauważyłam różnicy pomiędzy „zwykłymi” szamponami a tym niby lekkim
- Nivea Diamond gloss – dobry szampon, który spełnia swoje zadanie; przez jakiś czas używałam go na zmianę z CeCe
- CeCe – właściwie to jeden z lepszych szamponów, których używałam; włosy były dobrze nawilżone, ale po pół roku zaczęły coraz mniej reagować na mycie tym szamponem
- Syoss Shine boost- świetny szampon; działał najlepiej – właściwie to nie wiem czemu przestałam go używać
- Hask Keratin protein – używam go teraz i już wiem, że więcej nie będę; nie wiem o co chodzi, ale przestał myć moje włosy
2. Odżywki do włosów – wygładzające
Moje używanie odżywek sprowadza się do tego, że na zużycie jednej przypada zużycie trzech szamponów. Ale jak włosy zaczynają być bardziej suche niż przeważnie, to odżywka się przydaje.
- Nivea – dobra odżywka, bo robi swoje
- w sprayu: Schwarzkopf Gliss kur – takie chodzenie i psikanie nie jest dla mnie
- Ziaja – taka sobie; przestałam używać w połowie, bo nie widziałam różnicy
- Hask Keratin protein – używam teraz, ale bardzo sporadycznie (kilka razy w miesiącu); nie mam potrzeby częściej
3. Żele i peelingi pod prysznic
Nie lubię mydła – za chwilę przeczytasz dlaczego. Lubię za to, kiedy po wyjściu spod prysznica (lub wanny) moja skóra jest gładka i śliska. I w miarę nawilżona.
- tradycyjne mydła – nie używam XX lat, bo wysuszają i zostawiają „antypoślizgową” warstwę na skórze
- Dove kostka myjąca – całkiem niezła alternatywa dla zwolenników mydła; też wysusza, ale nie zostawia tej paskudnej warstwy
- Avon truskawkowy płyn do kąpieli – wysuszał skórę i sprawiał, że była „plastikowa” w dotyku
- L’Occitane olejek pod prysznic – sprawdzał się lepiej niż żel, bo dodatkowo dobrze nawilżał
- Tabebrna Saponaria peeling – gruboziarnista sól w peelingu to bardzo zły pomysł
- AA Beautiful body balsam do ciała pod prysznic – to był najbardziej niepotrzebny z kosmetyków; zabierał dodatkowy czas bez lania wody (zimno) a po wyjściu spod prysznica skóra nadal była sucha – wywaliłam do kosza prawie całą butelkę (z przeterminowania)
- Farmona Sweet secret peeling czekoladowy -peeling jak peeling, robił swoje; zniewalający zapach
- Bielenda peeling soczysta malina – tak samo jak Farmona; i ten zapach…
4. Balsamy do ciała – intensywnie nawilżające
Mam strasznie suchą skórę na nogach, więc potrzebuję dobrego balsamu. Chyba znalazłam swój ideał.
- Garnier formuła kanadyjska – gorzej być nie może; po kilku minutach od wsmarowania moja skóra była jeszcze bardziej wysuszona (widocznie) niż przez użyciem
- Neutrogena Intense repair – tak jak Garnier
- Avon Naturals truskawkowy – beznadziejne (żadne) nawilżenie, obrzydliwie wodnista konsystencja i sztuczny zapach – naturals pełną gębą
- Farmona Sweet secret migdałowy – umiarkowane i krótkotrwałe nawilżenie (kilka godzin); kupiłam tylko dla zapachu
- AA Ciało wrażliwe zmysłowa malina – podobne działanie jak Farmona; taki sobie, ale ładny zapach
- CeCe Argan body butter – używam teraz i jest genialny; rewelacyjnie i trwale nawilża – to widać
5. Kremy do twarzy – nawilżające
Używam sporadycznie, bo nie mam ani suchej ani tłustej cery. Czasem jednak mam przesuszone policzki i właśnie wtedy ratuje mnie krem nawilżający.
- Guerlain Orchidee Imperial – to był najdroższy i jednocześnie najgorszy krem, jakiego używałam – porażka na całej linii; kilka sekund po nałożeniu moja skóra zaczęła piec i mocno się zaczerwieniła, a nie mam alergii na składniki kremów
- Avon Beautiful hydration – czerwona skóra + atak pryszczy następnego dnia; jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać?
- Nivea MakeUp Starter – cudeńko; to mój ulubiony krem, którego używam zawsze (jak tylko pamiętam, żeby kupić nowe opakowanie po zużyciu poprzedniego)
6. Kosmetyki kolorowe
Używam od wielkiego dzwonu a dzwon dzwoni rzadko. P.S. Tusze kupuję, używam raz i wyrzucam, bo ktoś wymyślił 6 miesięcy ważności od otwarcia.
- tusz Rimmel Extra super lash czarny – taki sobie; podkreślał, nie sklejał – norma
- tusz Avon SuperShock czarny – bardzo dobry tusz wodoodporny – nawet płyn do demakijażu nie dawał rady; wycierał się o poduszkę po 2 dniach
- tusz Clnique lush doubling – mam naturalnie długie, grube i podkręcone rzęsy, więc to była przesada; zlepiał rzęsy
- tusz Estée Lauder Sumptuous Lengthening – robił to, czego oczekuję od tuszu, czyli delikatnie podkreślał
- tusz Maybelline Colossal Smoky Eyes – gówno nie smokey eyes; beznadziejne krycie i zbyt suchy
- tusz Maybelline Big eyes – używam teraz, to znaczy kupiłam dwa miesiące temu i użyłam raz, żeby przetestować; trochę zlepia
- szminka Avon – nie pamiętam nazwy, ale była raczej kiepska; grube krycie, ale niedopasowany kolor (czerwony)
- szminka Clinique mega melon- kredka u mnie sprawdziła się dużo lepiej niż standardowy sztyft; dobre krycie i nienachalny kolor
- szminka Maybelline Super stay – mam teraz; kolor Non stop red, oczywiście niedopasowany i jej nie używam
- błyszczyk Loreal Glam shine – pomysł ostrego brokatu (czy co to tam było) jest według mnie nie trafiony
- błyszczyk Miss sporty Fabulous gloss – tani błyszczyk, więc bez szału
- pomadki Nivea – różne kolory i różne zastosowania; dobrze nawilżają, ale w lato stają się zbyt płynne – teraz jeszcze kończę zimową, która jest biała (widać to na ustach) i to mi się nie podoba
- kajal – strasznie mocny efekt, kiedy chce się osiągnąć efekt przyćpanej imprezowiczki – arabki mają ciemną oprawę oczu i u nich to się sprawdza; używam bardzo sporadycznie
- puder transparentny Avon Colortrend – kupiłam, bo trafiłam w środowisko osób z obsesją na punkcie świecącej się twarzy, wyrzuciłam, bo twarz i tak i tak będzie się przetłuszczać a nie chciałam mieć kilku(nastu) warstw pudru ograniczającego oddychanie cery
- lakiery do paznokci: Inglot, Peggy Sage, Sally Hansen, Astor, Miss Sporty, Manhattan, Revlon, Golden Rose (które mam obecnie); ze wszystkimi ten sam problem – w buteleczce wyglądają ładnie a na moich paznokciach beznadziejnie (jedynie intensywnie czerwony jest ok)
7. Pozostałe
- Ziaja de-makijaż – dobry, chociaż u mnie zmywa głównie tusze do rzęs (poza tym z Avon)
- Tołpa botanic czarna róża – jak już mówiłam, u mnie Tołpa = natychmiastowe podrażnienie skóry; po „regenerującej” maseczce 3 dni wyjęte z życia na intensywne nawilżanie skóry twarzy
- Keune thermal protector – prostuję włosy, więc płyn jest przydatny; szczerze mówiąc to gołym okiem nie widzę czy działa, czy może tak samo byłoby bez niego
- Hugo Boss deep red – moja ukochana woda perfumowana; używam rzadko, bo ogólnie nie używam perfum
- Hugo Boss orange – woda toaletowa, która dla mnie jest dziennym odpowiednikiem Deep red; też prawie nie używam
- odżywki do paznokci: Peggy Sage, Sally Hansen, Eveline (mam obecnie, ale wolałam Sally Hansen)
- kremy do rąk: Neutrogena, The Body Shop, Bielenda, Ziaja, Nivea, Dove, Johnson’s, Yves Rocher, AA, Garnier (mam teraz) – wszystkie ok, poza Neutrogena i Johnson’s, bo wysuszały
Jak widzicie, nie jestem zbyt przywiązana do jednego produktu czy marki kosmetycznej – lubię eksperymentować i za każdym razem próbuję czegoś nowego. Albo się sprawdzi albo nie. Kosmetyki nigdy nie były moją pasją i raczej się nią nie staną – dla mnie to jest konieczność.
Jestem ciekawa Twojej opinii na temat używania kosmetyków. Czy w swojej kosmetyczce masz coś, czego absolutnie nie oddasz a może też nadal szukasz „tego jedynego”? Podziel się tym w komentarzu :)