Nie przechodzić pod drabiną, wystrzegać się czarnych kotów, robić trzy kroki w tył i pluć przez ramię, nie stawiać torebki na ziemi, szukać czterolistnych koniczynek, chuchać na znalezione pieniądze, nie tłuc lustra… Jestem pewna, że do tej listy bylibyście w głowie pojawiają się kolejna znane wam przesądy, które wiele osób praktykuje codziennie. Niestety ja też – dokładnie to dwa.
Pewnego dnia rozmawiałam z koleżanką z pracy o zwykłych duperelach, ona powiedziała coś o przygarnięciu czarnego kota, ja odpowiedziałam, że to trochę pechowo, na co ona odpowiedziała „no co ty, nie wierzę w przesądy”. I wtedy mnie gruchnęło. No bo jak to tak?! Nie czuć lęku przed czarnym kotem, który przebiega drogę? Temat się zmienił, a ja przez resztę dnia myślałam tylko o tym, jak łatwe życie mają osoby, które nie wierzą w przesądy.
Rzeczywiście łatwe, czy nie, ale z pewnością lżejsze o uważanie na każdy ruch i interpretowanie (koniecznie w jak najczarniejszej wersji) tego, co im się właśnie przytrafiło. Po tamtej rozmowie uznałam, że walić to – raz się żyje. Czas dorosnąć i przestać wierzyć, że od chuchania nagle pieniądze zaczną spadać z nieba, albo od postawienia torebki z portfelem na podłodze nagle zaczną znikać. Koniec.
PRZESTAŁAM WIERZYĆ W PRZESĄDY
Na początku czułam się strasznie niepewnie i cały czas z tyłu głowy jakiś głosik podpowiadał mi, że teraz to na pewno stanie się jakaś katastrofa, że się po niej nie pozbieram. Ale wiecie co? Nic takiego nie stało się pierwszego dnia, ani następnego, ani po tygodniu, ani po roku. Przeglądy prawie zniknęły z mojego życia. Prawie, bo nadal czuję lęk (tak to można nazwać) przed przechodzeniem pod drabiną. Nie przechodzę nawet pod znakami czy szyldami, które stoją na chodniku – i nie jestem w tym jedyna, bo ZAWSZE przy takim znaku jest wydeptana ścieżka, która go omija. Zawsze. Chociaż to nie tyle wiara w przesąd, co zwykły niepokój, że jak będę pod czymś wiszącym, to dokładnie w tym momencie się urwie albo przewróci i spadnie mi na głowę.
Drugim przesądem, w który jeszcze wierzę, chociaż staram się poddawać go w wątpliwość coraz częściej i testować jego prawdziwość, to mówienie ludziom o moich planach i o tym, co właśnie zaczynam robić i bardzo chcę, żeby się udało. No jakby na to nie patrzeć, bardzo często jest tak, że jak się powie głośno o swoich planach, to nagle sru i wszystko zaczyna się walić i z planów wychodzi wielkie gie. No nie jest tak?
Człowiek jest takim stworzeniem, które prawie jak powietrza, potrzebuje wytłumaczenia swoich sukcesów lub porażek. A co takiemu wytłumaczeniu służy najlepiej? No co? No oczywiście, że przesądy, których jest tyle, że każde zwycięstwo lub fakap można przypisać na przykład takiemu piątkowi trzynastego. No bo dlaczego nie? Nie rozlałam kawy, bo jestem pierdołą i nie patrzę, gdzie macham rękami, tylko jest piątek i to na dodatek trzynastego, więc to nie moja wina, tylko daty. Wina zwykłego dnia, który różni się dokładnie niczym od takiego czwartku osiemnastego czy wtorku pierwszego.
Albo wstanie lewą nogą. No serio? Dzisiaj się zastanawiam, dlaczego przez ponad połowę swojego życia wierzyłam w to, że postawienie na podłodze tej właściwej nogi jako pierwszej podczas wstawania z łóżka, warunkuje to, czy mój dzień będzie udany, czy nie. Już pomijam fakt, że rodzice i dziadkowie widząc zły humor od rana pytali „co, wstałaś lewą nogą?” tylko zastanawia mnie, dlaczego nie zaczęłam zastanawiać się nad tym wcześniej? Tyle zmarnowanych poranków na uważanie w stresie, którą nogę do cholery mam postawić jako pierwszą na ziemi. Ile to frustracji!
Trafiłam nawet na badanie CBOS z 2011, które, wykonane na grupie 1077 przekonuje mnie tak, jak myślicie – wcale, pokazuje, że ludzie w przesądy nadal wierzą. Ale z skoro połowa osób odpowiedziała „tak”, to druga połowa siłą rzeczy musiała odpowiedzieć „nie”. Trochę szkoda, że przy okazji takich badań nie robi się wywiadu środowiskowego, sprawdzając metody wychowywania, przekonania rodziny itp. oraz wpływ tego wszystkiego na wiarę lub jej brak w przesądy. Jestem pewna, że ma to ogromne znaczenie, bo ja najwięcej takich przekonań poznałam właśnie w dzieciństwie i bardzo nimi nasiąkłam uznając je za „moje”. Co, jak się okazuje, nie do końca było prawdziwe.
Jakie najdziwniejsze przesądy słyszałam?
- buty postawione na stole trzeba strącić na ziemię, bo inaczej przytrafi się nieszczęście
- jeśli partner/ka kupi ci buty, to musisz je „odkupić” (nawet za 10 zł), bo grozi wam rozstanie
- nie możesz zakładać czyjejś obrączki, bo (a jakże by inaczej) rozstaniesz się ze swoim partnerem
- jeśli idziesz z partnerem trzymając się z ręce, nie przenoście dłoni nad słupkami, bo – guess what – rozstaniecie się
- jeśli ktoś znajomy cię zobaczy, ale cię nie rozpozna, będziesz mieć dużo pieniędzy
- nie sadzaj na stole niemowlaka, bo będzie się jąkać