Zdaniem mojej babci film był całkiem dobry, jednak prawdopodobnie nie przysłuży się dobrym stosunkom z Ukrainą. W mojej opinii po filmie Wołyń zupełnie pomijam aspekty historyczne i polityczne. Oceniam jego wykonanie z mojego punktu widzenia. I trochę spoileruję (nie umiem się powstrzymać).
Nie powiem, że żałuję czasu (2,5 godziny) spędzonego na obejrzenie Wołynia. Jednak ta produkcja znajdzie się w miejscu mojej odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie lubię polskich filmów.
To było „be”
Prym wiedzie koszmarna i dająca w twarz, już w pierwszych trzydziestu minutach filmu, przewidywalność. Od momentu zaproszenia ukraińskiego narodowca na wesele bardzo mocno powstrzymywałam się przed wyjmowaniem telefonu w celu sprawdzenia „ile jeszcze”. W polskim kinie formuła [szczęśliwi ludzie]+[źli ludzie]+[martyrologia] cały czas ma się dobrze. A szkoda, bo już tym dosłownie rzygam.
Ile jeszcze Polska będzie pokazywana jako wieczny chłopiec do bicia, który lubi się tym chwalić „o, a ten to mi dokopał. ale nie, ten drugi mocniej. widzisz? no zobacz! chyba nie patrzysz uważnie! widzisz jak mnie sponiewierał?”. Jestem tym już zmęczona i nie jestem jedyna. I nie, nie jestem narodowcem, który chce, żeby jego kraj był pokazywany jako najlepszy i niezwyciężony. Jestem zmęczona niemal odgórnym przykazem do wiecznego umartwiania.
Pierwsza wersja Wołynia Smarzowskiego została skrócona o 40 min bo publiczność mdlała na seansach kontrolnych od scen przemocy…
— Szymon Jadczak (@SzJadczak) 20 września 2016
Jeżeli powyższy tweet relacjonuje prawdziwy przebieg pokazów wersji reżyserskiej, to niestety muszę powiedzieć, że mdlejący ludzie prawdopodobnie nigdy nie obejrzeli średnio krwawego amerykańskiego horroru. Okrucieństwo – zgadzam się. Ale to nie jest pierwszy i jedyny film, w którym człowiek znęca się nad drugim człowiekiem i czerpie z tego fanatyczną przyjemność.
A skoro już przy fanatyzmie jesteśmy, to właśnie o tym jest film. Nie o złych Ukraińcach mordujących dobrych Polaków, tylko o grupie radykałów walczących o powstanie uciśnionego narodu. Każda nacja ma swoich fanatyków, którzy za wszelką cenę będą forsować swoją koncepcję świata, jaka by ona straszna nie była.
No i muzyka. A właściwie efekty dźwiękowe. Jak słyszę to rzężenie, te trzaski, te piski i uderzanie metalem o metal, to widzę te porywające pseudonaukowe filmy, które (nie wiem czy nadal) puszczali na lekcjach biologii i chemii. Czy naprawdę kiedy ktoś chce „poruszyć widza dźwiękiem” ma na myśli właśnie takie walenie wszystkim o wszystko, byleby głośniej i chaotyczniej?
To było „cacy”
Dobra. Ponarzekałam, to teraz co mi się podobało. Większość kadrów była bardzo ciekawie zrealizowana. Bardzo lubię ujęcia „z ręki”, bo dodają naturalności i dramatyzmu. Nie pasują do wszystkich filmów, ale w tym przypadku sprawdziły się świetnie. Szczególnie ucieczka bohaterki z podpalonej stodoły.
Mimo że odtwórczyni głównej roli po raz pierwszy zagrała w filmie, swoją postać zbudowała niesamowicie dobrze. Być może to właśnie dzięki tej świeżości. Pozostali aktorzy też bardzo pasowali do ról i całość wyszła szczerze, a to w filmach lubię.
Kolejny polski film, który mam zamiar obejrzeć, to Ostatnia rodzina. Nie czytałam recenzji. Słyszałam, że dobry. Widzieliście już? Jeśli będzie zrobiony tak dobrze jak Bogowie, to będę szczęśliwa.
Zdjęcie główne: © foto: Krzysztof Wiktor