Jak wiecie, horrory są jednym z moich ulubionych gatunków filmowych. To zamiłowanie do odczuwania lekkiego lęku powoli staram się połączyć z moją drugą pasją, czyli grami komputerowymi. Napisałam „powoli”? Stwierdziłam, że co tam, przecież gry nie mogą być aż tak straszne, więc wybrałam tytuł, o którym w tamtym czasie było głośno. Włączyłam Outlast. Cóż, gra może być aż tak straszna. Odczekałam kilka lat i doczekałam się gry horroru, która jak najbardziej jest straszna, ale jestem w stanie w nią zagrać, bo wygląda prawie jak bajka. Znacie tę grę?
Propozycja Little Nightmares przypadkowo (może nie tak bardzo) wyświetliła mi się w propozycjach gier na Steam. Zaczęłam czytać, oglądać trailery i zdjęcia, czytać więcej o tej historii i już wiedziałam, że muszę w to zagrać choćby nie wiem co. Albo przynajmniej spróbować, gdyby jednak okazała się dla mnie zbyt straszna. No ale pls, jak straszna może być dziewczynka biegająca z uroczymi skrzatami (które można przytulać!) po całkiem ciekawie urządzonych pomieszczeniach?
świat little nightmares
Tym razem oszczędzę wam spoilerowania, bo odkrywanie prawdy o zastałej sytuacji jest niesamowicie wciągające (przez jakiś czas oglądałam na YouTube przeróżne teorie spiskowe – i nie tylko – zagłębiające się w historię głównej bohaterki). Bo ta mała postać w żółtym kubraczku, to Six. Jej zadaniem i celem jest wydostanie się ze strasznej wyspy-statku (czy cokolwiek to jest) o nazwie Maw, a przy okazji zdradza nam niemal wszystkie tajemnice tego miejsca- wszystkie, jeśli jesteśmy wystarczająco uważni.
Już same kolory gry są niepokojące. Ciemne zakamarki, wypłowiałe tapety, stare materace, opuszczone zabawki, skrzypiące podłogi, sentymentalne obrazki – wszystko to wysłużone, lekko wyblakłe, ale kiedyś barwne i na pewno bardzo ważne dla mieszkańców tego miejsca. Tylko… Kto właściwie tam mieszka? Boicie się tego stwora mieszkającego pod łóżkiem, który tylko czeka aż wysuniecie stopę spod kołdry? Czujecie strach przed ciemnością? A może niepokoją was stuknięcia i pomrukiwanie dobiegające nocą z kuchni? Albo bulgotanie rur w łazience? W tej grze znajdziecie źródło każdego z tych lęków. Dodatkowo ten mroczny klimat gry czujemy dzięki świetnej ścieżce dźwiękowej.
rozgrywka
Poruszanie się w grze przypomina platformówkę, ale niemal cały czas jest możliwość poruszania się też w głąb planszy przypominającej bardzo długi tunel z bardzo różnorodnymi pomieszczeniami, pułapkami, łamigłówkami no i oczywiście tak strasznymi potworami, jak tylko możecie sobie wyobrazić. W interakcję można wejść niemal ze wszystkim, do czego dosięgniemy. Da się wspinać na szafki, tłuc wazony, rzucać książkami (i nie tylko – zobaczycie sami), przesuwać nawet ciężkie przedmioty. Da się nawet skakać po łóżku.
Sterowanie jest bardzo proste. Idziemy w prawo lub lewo i w kierunku ekranu, lub w głąb pomieszczenia (nie wiem jak to opisać, ale poruszanie się jest przestrzenne), oraz w górę i w dół. Niektóre zadania są bardzo łatwe, polecające na podniesieniu klucza i otwarcia nim drzwi. Inne wymagają większej koordynacji, na przykład kiedy trzeba się wspiąć, po czym przeskoczyć „do siebie” i w lewo po czym w locie jeszcze złapać wiszący uchwyt. Jednak większość zadań ma średni poziom trudności i jedyne co jest potrzebne do przejścia dalej, to uważne zapamiętywanie otoczenia i wykorzystywanie go do otwierania kolejnych przejść.
potwory i DLC
Głównym przeciwnikiem są zniekształcone stwory, które (bardzo prawdopodobne) byli kiedyś zwykłymi ludźmi mieszkający we wnętrzu tego wsypo-statku. Każdy z nich ma inne właściwości i jest specjalnie zaprojektowany do wykonywania różnych zadań na statku. Czają się w kilku miejscach i największym wyzwaniem jest przejście obok nich niezauważenie. A jeśli zauważą główną bohaterkę, pozostaje tylko szybko zwiewać w niedostępne dla nich miejsce i przeczekanie, aż stracą zainteresowanie. Bo jeśli was złapią…
W (póki co trzech) dodatkach, cudownie dopracowanych i z osobnymi wątkami, możemy doświadczyć tego, co może się stać po schwytaniu. Ogólnie bardzo was zachęcam do kupienia od razu gry razem z przepustką sezonową, która daje dostęp do wszystkich dodatkowych treści Little Nightmares, bo gra naprawdę bardzo wciąga i ja byłam niesamowicie ciekawa pozostałych sekretów statku – nie zawiodłam się.
Serio, nie żałuję ani złotówki wydanej na tę grę, a już na pewno warto ją kupić podczas jednej z wielu promocji na Steam, kiedy kosztuje dosłownie grosze. Teraz mam cichutką nadzieję, że dodatków będzie więcej, bo teoretyczne zostały jeszcze dwa „wolne” miejsca w wyborze planszy (głównych rozdziałów – w każdym mieszka inny rodzaj potwora – jest pięć) a ja jako pedantka chciałabym mieć je wypełnione. Poczekamy, zobaczymy.
*grafiki wykorzystane we wpisie pochodzą z oficjalnych materiałów dystrybutora