Moje postanowienia noworoczne 2017 – podsumowanie

postanowienia noworoczne

Zacznijmy od tego, że nie robię postanowień noworocznych. To znaczy kiedyś robiłam, ale miały takie przełożenie na rzeczywistość, że równie dobrze mogło by ich nie być wcale. Nie robię postanowień noworocznych od trzech lat i żyje mi się z tym całkiem nieźle. Nie czuję nad sobą presji robienia rzeczy, które w momencie spisywania mogły wydawać się super, ale z perspektywy czasu okazałyby się miałkie, wyczerpujące emocjonalnie albo wniosłyby do mojego życia wielkie nic – no bessęsu.

Zamiast całej opasłej listy postanowień noworocznych (którą przez resztę roku ukrywa się w najdalszych zakamarkach biurka, żeby przypadkiem nikt nie zauważył – a zwłaszcza ty, czego jeszcze nie zrobiłaś, a co miałaś zrobić) mam jedno, bardzo proste postanowienie – robić wszystko to, na co mam ochotę. Co udało mi się bez najmniejszego problemu, do czego musiałam się zmuszać, a co nie wejdzie w życie chyba nigdy (bo już straciłam całą nadzieję)?

1. Nauka angielskiego

W listopadzie zapisałam się na kurs angielskiego. Uznałam, że skoro i tak używam angielskiego w pracy, to fajnie będzie podrasować ten język jeszcze bardziej i zrobić wreszcie ten CAE ( pewnie w przyszłym roku). Zajęcia mam dwa razy w tygodniu i opuściłam ich już więcej, niż chciałabym to przed sobą przyznać (a teraz na dodatek wy też to wiecie). Mimo że uwielbiam język angielski a nauka jest dla mnie czystą przyjemnością, to zwyczajnie nie chce mi się wychodzić dwa razy w tygodniu z ciepłego mieszkania na ten rainmagedon (a wcześniej na mróz), kiedy jestem wykończona po pracy i jedyne na co mam ochotę, to zakopać się w łóżku i nie wychodzić aż do rana. Już wiem, że na kolejny poziom wybiorę zajęcia jeden raz w tygodniu i najlepiej zaraz po pracy, żeby mniej bolało.

2. Czytanie książek

Dwa lata temu próbowałam sprostać hashtagowi #52bookchallenge. Wierzcie mi – próbowałam. Niestety przeczytałam „jedynie” 46 książek, poświęcając na czytanie łącznie 3 godziny dziennie (bo tyle spędzałam w autobusie do i z pracy). Od dwóch lat do pracy chodzę na piechotę, więc i czasu na czytanie jest jakby mniej. Rok temu przeczytałam chyba 10 książek, w tym – 6 do tej pory i czytam siódmą. Co ważne, wszystkie tegoroczne książki przeczytałam w kwietniu – nie mam pojęcia jak znajduję na to czas, ale chyba zwyczajnie wracając z pracy nie zastanawiam się, tylko siadam do czytania. Ile książek przeczytam, tyle przeczytam – bez niepotrzebnych wyrzutów sumienia. A mam co czytać, bo cały czas kupowałam kolejne tytuły. Nie mogłam się powstrzymać.

3. Ćwiczenie

Hahaha. Not funny. W tym roku ćwiczyłam aż raz, po czym zakwasy trzymały mnie przez tydzień. Wiem, że warto się ruszać, że jak nie ogarnę formy do 30-tki, to nie uda mi się już nigdy (tak kiedyś wyczytałam w prasie kobiecej), że z Chodakowską ćwiczy się dobrze a efekty widać momentalnie (a ja z tych, co efekt muszą mieć natychmiast). Ale z drugiej strony nie wiem czy jest na tym świecie osoba, która czułaby pociąg do ćwiczenia jeszcze mniejszy niż ja czuję. Serio. Ćwiczenia nie sprawiają mi żadnej przyjemności. Żadnej. Nawet jak ćwiczyłam z Chodą przez okrągły rok i ten okrągły rok słuchałam na nagraniach, że polubię ćwiczenia, to i tak nie polubiłam. Zrobię jeszcze kilka podejść do tych ćwiczeń, ale już przestałam sobie ściemniać, że cokolwiek z tego wyjdzie. Tyłek do wakacji sam się nie podniesie, brzuch się sam nie wciągnie.

4. Paznokcie

Jak widzieliście po ostatnim wpisie, paznokcie to coś, co mnie kręci, co lubię i co chciałabym robić. W lutym zamówiłam lampę do hybryd, która przyszła do mnie na początku marca. Od tamtej pory leży w kartoniku na szafce i służy za kurzołapkę. Dzisiaj (dopiero!) zamówiłam kilka lakierów a jak przyjdą (kwestia trzech dni), to jeszcze nie wiem jaką wymówkę (i ile) znajdę, żeby jeszcze bardziej opóźnić robienie paznokci. Ale musicie wiedzieć, że ja bardzo chcę je malować, robić wzorki, wrzucać filmiki na YouTube… Tylko jakoś nie mogę się zebrać. Chociaż widziałam spory odzew na wpis o kształcie paznokci, więc chyba lubicie i chcecie czytać o takich tematach. Tym bardziej muszę się za siebie wziąć.

5. Oszczędzanie pieniędzy

Tutaj bezwstydnie chwalę się sukcesem. Wyszłam z długów (może nie aż tak wielkich, ale towarzyszących mi codziennie przez ponad dwa lata i okrutnie wyniszczających psychicznie), zaczęłam prowadzić budżet domowy i w dosyć krótkim czasie odłożyłam trochę oszczędności w ramach poduszki finansowej. Strasznie mnie to motywuje do kolejnych działań poprawiających stan moich finansów. Niby jest powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają, ale bez pieniędzy nie ma też śniadania, obiadu i kolacji, więc już dawno uznałam ten tekst za największy bullshit w dziejach świata. Pieniądze są ogromnie ważne i dają szczęście, bo za pieniądze można kupić donuty, a donuty to szczęście.

6. Oglądanie filmów w kinie

Na początku roku przeczytałam wpis o postanowieniach noworocznych (niestety nie mogę sobie przypomnieć u kogo) i jednym z postanowień było obejrzenie premier filmowych w kinie. Premiery zaliczyłam dwie, ale pojawiam się w kinie znacznie częściej niż w zeszłych latach (za każdym razem pomstując na ciągle rosnące ceny biletów) i przyznam, że niektóre filmy w kinie wypadają znacznie fajniej niż oglądane w warunkach domowych. Chociaż muszę przyznać, że oglądanie filmów w pozycji poziomej na kanapie, kiedy można się wtulać w drugą osobę i jeść chipsy za 5 zł (zamiast kinowego popcornu za 20 zł) prosto z szeleszczącej paczki też ma swój urok.

7. Podróżowanie

Do tej pory wyjechałam zero razy dalej, niż 20 km poza granice Warszawy. Mam duże plany i nadzieje na tegoroczne wakacje, więc jeszcze za wcześnie oceniać czy cokolwiek z nich wyjdzie. Jedyne co o tym powiem, że to będzie długa podróż samochodem. Z mniejszych wypadów – Poznań w maju i Gdynia w lipcu, jak już będzie ciepło i słonecznie.

Minęły cztery miesiące i kiedy patrzę na mój bilans, myślę, że powinnam zaplanować dla siebie coś jeszcze na rok 2017 i wycisnąć z niego tyle, ile się da. Jakie są/były wasze postanowienia noworoczne? Robicie listę a na koniec roku podsumowanie? Nie robicie, bo…?

P.S. Mam nadzieję, że nie popełniłam wielu błędów w tym wpisie. Pisałam go w całości na tablecie, bo w moim laptopie padł dysk i jest wyłączony z użycia do czasu kupienia działającego.

Wybrane dla Ciebie: