Tajemniczy zamek, cz. 1

tajemniczy zamek

Jaką historię skrywają stare kamienne mury?

castle_fogzdjęcie ze strony: http://spisekpisarzy.pl/2014/05/poradnik-pisania-cwiczenie-4.html

– Odpoczniesz, może nawet się opalisz no i skończysz pisać ostatni rozdział książki.

Prowadząc SUVa przez chyba najbardziej błotnistą drogę w Gloucestershire jaka tylko istnieje, co chwila wypalałam do siebie wyrwane zdania Maddie, nakłaniającej mnie do tego wyjazdu. Na dodatek lał deszcz, którego wycieraczki nie nadążały odgarniać z szyby, czyniąc zbliżanie się do celu niemal niemożliwym. Pomyśleć, że akurat na taką pogodę musiałam trafić w połowie sierpnia.

– Za 100 metrów zawróć. – po raz kolejny usłyszałam wypruty ze wszelkich emocji, techniczny głos mojej nawigacji, która straciła orientację w terenie znacznie wcześniej niż ja.

– I gdzie ja mam zawrócić? Najchętniej pojechałabym do domu i schowała się pod grubym kocem z książką i kubkiem gorącego kakao. A tak, to jestem… Gdzieś. – ostatnio na jednym z psychologicznych blogów wyczytałam, że podobno warto rozmawiać ze sobą, bo wtedy można wpaść na genialne pomysły – Oby to nie była oznaka wariowania. – mrucząc pod nosem ucięłam monolog a właściwie bezcelową kontynuację dyskusji z nawigacją.

Zbliżyłam się do rozdroża. Kiedy przygotowywałam się do podróży, sprawdzałam w komputerze najlepszy dojazd do wynajętego domku nad rzeką, ale zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć, w którą stronę powinnam skręcić. Nawigacja nadal upierała się, żeby jak najszybciej zawrócić samochód. Zjechałam na tonące w deszczu pobocze i zza wściekle odsuwających wodę wycieraczek próbowałam dostrzec napisy na drogowskazach. Zrezygnowana odpięłam pas i wychyliłam się na tylne siedzenie w poszukiwaniu cienkiej wiatrówki. Prognozy pogody na każdym kanale zgodnie twierdziły, że w najbliższym tygodniu o deszczu będzie można co najwyżej pomarzyć. Wzięłam głęboki oddech i osłaniając się kurtką otworzyłam drzwi samochodu, wskakując po kostki w namokniętą wodą glebę.

Uśmiechnęłam się i poczułam w brzuchu lekką wibrację. Czy to jest dobry moment na śmianie się z sytuacji? Wibracja zaczęła narastać a wraz z nią do moich uszu dotarł cichy warkot. Oczami wyobraźni zobaczyłam za plecami wstającego na tylne łapy niedźwiedzia. Wraz z coraz głośniejszym warkotem spięłam wszystkie mięśnie przygotowując się do ucieczki, ale w tym samym momencie, kiedy miałam ruszyć przed siebie, zostałam oblana lodowatą mieszanką wody i błota z leśnej drogi. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam jedynie znikające za zakrętem światełko crossa. Chyba wolałabym już tego niedźwiedzia.

– O nie. – szepnęłam do siebie i ruszyłam biegiem do SUVa.

Wskoczyłam na siedzenie kierowcy, wcisnęłam pedał gazu i z boksującymi w błocie kołami ruszyłam śladem bezczelnego motocyklisty. Po kilku minutach wjechałam na podwórko gospodarstwa i przypomniały mi się zdjęcia oglądane na stronie internetowej – chyba znalazłam swój cel. W międzyczasie deszcz prawie przestał padać, ale chmury nadal były ciemne i nisko sunąc nad ziemią groziły kolejną ulewą. Rozejrzałam się po podjeździe i po lewej stronie zauważyłam zaparkowany motocykl. Podjechałam kawałek po brukowanej drodze i zatrzymałam samochód obok niego. Otworzyłam schowek i szukając po omacku wygrzebałam klucze do domku.

Wysiadłam i odebrało mi mowę. Nie tego się spodziewałam. Miał być malutki domek, jak te wszystkie inne urocze wiejskie domki. Tymczasem stałam pod wielkim kamiennym budynkiem, który wyglądem przypominał mały, mroczny zamek. Idealnie wpisałby się w opowieść o wampirach. Do tego mgła, wolno sunąca po przecinanej drobnymi falami tafli rzeki, tak gęsta, że nie byłam w stanie dostrzec drugiej strony brzegu. Nawet ta trawa… Deszcz sprawił, że kolor zieleni stał się niezwyczajnie intensywny i po każdym kroku w powietrzu pozostawał lekki zapach surowej natury. Nabrałam głęboko powietrza w płuca i wydychając je powoli postanowiłam się uspokoić. Z pewnością to jest tylko dom gospodarza a dalej będzie mój przytulny domek.

Z tym przekonaniem ruszyłam do drzwi prawie zamku. Uniosłam rękę do kołatki i krzyknęłam z przerażenia, bo w tej samej chwili drzwi szybko otworzyły się, wydając przy okazji bardzo głośny zgrzyt. Ze spowitego cieniem środka wyłonił się…

– To ty! Jak mogłeś tak po prostu odjechać! – zapomniałam o całym lęku, bo przede mną właśnie stanął ten pieprzony motocyklista. – Nikt nie nauczył cię kultury?! – furia ogarnęła mnie na całego i znalazła ujście w moim wskazującym palcu dźgającym wysokiego faceta w klatkę piersiową.

– Przepraszam? – niski, męski głos zdawał się wyrażać głębokie zdumienie i prawie lekkie rozbawienie moim nagłym wybuchem. – Wybacz, ale nie rozumiem.

– W lesie. Sprawdzałam drogę na tabliczce a ty, nie patrząc gdzie jedziesz, ochlapałeś mnie błotem. Nawet się nie zatrzymałeś, żeby sprawdzić czy mi pomóc.

– Przykro mi bardzo, ale w tym deszczu zupełnie nic nie widziałem. – przynajmniej ma dość kultury, żeby przeprosić. – Spieszyłem się, żeby jak najszybciej wrócić do domu, bo dzisiaj ma przyjechać jakaś rządna kontaktu z naturą pisarka i chciałem zdążyć przed nią. To mój dom i wynajmuję go ludziom, którzy chcą zapłacić zdecydowanie za dużo za mieszkanie w… Tak specyficznym miejscu.

– Yyy, musiało zajść jakieś nieporozumienie.

Na pewno musiało zajść nieporozumienie. Przecież Maddie nie wysłałaby mnie do walącego się budynku na końcu świata. I ile ona mogła za to zapłacić?

– W czym mogę pomóc? – z zamyślenia wyrwał mnie silny głos…

– A, tak. Jestem Jo. To znaczy, Jocelyn, ale wszyscy mówią mi Jo. – ze zdenerwowania zaczęłam się plątać. – To ja.

– Ty? Nie rozumiem.

– Tak. Ja. To ja mam tu mieszkać. – przez cały tydzień w wielkim, zimnym zamku.

czytaj cz. 2 ->

Wybrane dla Ciebie: