Jak poradzić sobie z dużą ilością rzeczy do zrobienia

Jak poradzić sobie z dużą ilością rzeczy do zrobienia

Najważniejsze kwestie w telegraficznym skrócie.

Jak wiadomo, odsłonami bloga ani lajkami człowiek się nie wyżywi. Poza pracą na pełen etat postanowiłam przyjmować dodatkowe zlecenia, żeby zwyczajnie mieć co do gara włożyć i nie funkcjonować dłużej na zasadzie świetnie ujętej na tym zdjęciu, bo to nie jest ani fajne, ani nie zwiastuje świetlanej przyszłości. Nie chcę dłużej czegoś takiego dla siebie.

Do tego zaczęłam spełniać swoje marzenie wyreżyserowania filmu, a to podobno dobrze, jak się marzenia spełnia, zamiast tylko je mieć. To też zajmuje masę czasu (nie wiedziałam, że aż tyle) a jest dla mnie na tyle wciągające, że zajęłam się teraz głównie tym. Przy okazji bawię się świetnie, a to ma dla mnie ogromne znaczenie, bo nieczęsto się tak czuję.

W tym momencie pozostaje jeszcze blog, który według mnie może spokojnie poczekać i jakoś wytrzyma kilka wpisów-zapychaczy, żeby kalendarzyk po prawej znośnie wyglądał i nie ział pustkami, bo osobiście właśnie to na różnych blogach mnie odstrasza, a przecież chcę, żeby Wam też się mój blog podobał. Chociaż troszkę ;)

 

Pewnie już słyszeliście tę piosenkę. Słucham jej prawie codziennie od kilku miesięcy. Jeśli nie słucham, to ją sobie nucę. Ma coś takiego w sobie, że ciągle siedzi mi w głowie. Nadal nie mam jej dosyć. Możecie sobie posłuchać – magia.

No i postanowiłam pisać bardziej od siebie, bo od tego bardzo formalnego i ugrzecznionego sposobu pisania chce się rzygać mnie samej, więc podejrzewam, co Wy musicie czuć przy czytaniu. Nie, nadal nie będę używać „brzydkich słów”, bo zwyczajnie nie lubię taniej wulgarności używanej bez wyższego celu.

Likwiduję też obrazek z błaganiem o komentarze. Widziałam to na kilku zagranicznych blogach i chciałam sprawdzić u siebie, ale komentarzy ani nie przybyło, ani nie ubyło, więc koniec z tym. Jeśli będziecie czuć chęć skomentowania wpisu, to zwyczajnie to zrobicie bez namawiania.

Piszę też nową stronę o mnie i współpraca (edit: już napisałam). Cały czas zastanawiam się, jak napisać o sobie, żeby nie powielać standardowej formuły z innych blogów, ale też tak, żeby to było fajne i dobrze się czytało. Bo przecież w blogach właśnie o to chodzi – żeby dobrze się czytało.

Uff, ale to oczyszczające uczucie, kiedy nie muszę silić się na patos i powagę w tym, co właśnie piszę, a tym, co Ty właśnie czytasz. Spadł mi właśnie z ramion ogromny ciężar, który sama sobie narzuciłam zakładając ten blog. I niedawno przestałam czuć frajdę z pisania, więc zdecydowanie na początku poszłam w złym kierunku.

Tymczasem wracam do tych dodatkowych zleceń, bo same się nie zrobią. A Was zostawiam z tym wpisem, z tą piosenką i z dużym buziakiem!

xoxo Paula

A, i tak naprawdę ten wpis nie był o tym, jak poradzić sobie z dużą ilością rzeczy do zrobienia. O tym możecie przeczytać w poniższych wpisach:

Wybrane dla Ciebie: