Czerwony jak krew

czerwony jak krew

To jeden z tych leniwych, nadmorskich, małomiasteczkowych poranków, kiedy wszystkie stworzenia bez pośpiechu dopiero budzą się do życia. Prawdopodobnie jest około godziny 7. Nad polami unosi się delikatna mgiełka powstała z parującej rosy, którą z każdą minutą coraz mocniej rozgrzewa wrześniowe słońce. Jeszcze świeci bladym światłem, zaczynającym nabierać pomarańczowo różowych barw.

W taki słoneczny i rześki poranek, gęsta, czerwona krew ospale spływa po schodkach. Na samym dole, na nabrzeżu, spowalnia, po czym zbiera się w rubinową plamę i miesza z pyłem z deptaku, który tworzy ciemne smugi na jej błyszczącej powierzchni. Krew płynie cicho. Jedynym słyszanym odgłosem jest cichy plusk drobnych fal i delikatny powiew morskiego wiatru.

Skąd spływa krew? Kropelka po kropelce kapie po wąskich, kamiennych schodkach prowadzących między ciasno ustawionymi budynkami do głównej ulicy miasteczka. Gromadzi się na stopniach, po czym spływa dalej w dół. Idąc w górę trzeba uważać, żeby na nią nie nadepnąć. Aksamitna i gładka powierzchnia ciemnoczerwonego płynu powinna zostać nienaruszona.

W tak leniwie płynącej krwi jest coś tajemniczego. Niepokój miesza się z ciekawością, która nie pozwala odwrócić wzroku. Kiedy zbliżamy się do szczytu schodów, w powietrzu pojawia się nowy, słodkawy zapach. Jeszcze go nie znasz. Nie wiesz, że to zapach świeżej śmierci, ale już zaczynasz czuć w sercu lekkie łaskotanie strachu. Na sztywnych nogach pokonujesz ostatnie stopnie i Twoim oczom ukazuje się mały wybrukowany ryneczek z fontanną w jego centralnym punkcie.

Na bruku, ręka w rękę leżą zakrwawione ciała, z których wypływa rubinowa ciecz. Strach rośnie, ale nadal patrzysz na leżące trupy ludzi, którzy chwilę temu walczyli o swoje życie. Powoli zaczynasz dostrzegać więcej szczegółów. Palce chłopaka i dziewczyny splecione w nierozerwalnym uścisku dłoni. Dalej, kobieta zwinięta w kłębek, spod której wystaje nieruchoma, spokojna rączka dziecka. Zaschnięta łza na policzku.

Chwilę temu mieszkańcy sennego miasteczka zostali wypędzeni z domów i zebrani na niewielkim placyku, na którym co sobotę odbywał się targ. To wszystko było dla nich ogromnym zaskoczeniem, co zauważasz widząc czyste, dopiero założone ubrania. Wielu nastolatków leży w piżamach, bo rodzice pozwolili im spać nieco dłużej niż powinni. Przecież wojna toczyła się daleko. Za granicą. To ich nie dotyczyło, a teraz krew leniwie spływa po kamiennych schodkach.

comyslisz

Wybrane dla Ciebie: