A może by tak się zabić

się zabić

Może wiecie, a może nie, jak to jest, kiedy w głowie zaczyna kiełkować taka myśl. Oczywiście nie od razu. Na początku jest nadzieja, że to tylko chwilowe uczucie. Że zaraz minie, bo jutro przecież też jest dzień, kolejny raz wzejdzie słońce i jakoś to będzie. Ale nie jest. I kolejnego dnia nie jest. I następnego nie jest jeszcze bardziej.

Mimo to w głowie jest ciągle myślenie, że to zwykłe przesadzanie i dopisywania większego znaczenia sprawom, które tak naprawdę są błahe i nic nie znaczą w porównaniu z całym życiem. Bo świat jest szczęśliwy. Powinien być szczęśliwy. Ludzie się cieszą, pomagają sobie nawzajem, raz jest lepiej, raz gorzej, ale zawsze wychodzą na plus. W takim razie czemu u mnie brakuje tego plusa?

Tak. Być może zwyczajnie przesadzam. Dopisuję większe znaczenie sprawom, które tak naprawdę są błahe i nic nie znaczą w porównaniu z całym życiem. A może rzeczywiście coś jest ze mną nie tak. Zawsze musi być źle, zawsze coś musi dziać się nie tak, jak powinno się dziać. I jak się dzieje u innych ludzi. Zawsze jest minus, który jest tak strasznie ciężki i taki wielki, że przygniata do ziemi.

A może by tak się zabić? Ta myśl jest tak nieoczekiwana, pojawia się tak nagle, że w oczach stają łzy żalu i goryczy. To przecież nie musi skończyć się w ten sposób. Nie może się tak skończyć. Zawsze jest ten cień nadziei, że jutro jest nowy dzień. Będzie słońce, radość. Życie popłynie dalej. Wystarczy pozwolić porwać się nurtowi. I jakoś będzie. A może jednak nie?

Czy moje życie ma jakikolwiek sens i cel? Bo przecież to cel, do jakiego zmierzamy w życiu, nadaje mu cały sens. W skrócie to wygląda tak, że wstaje się rano, idzie do pracy, wraca się z pracy, idzie się spać. I tak w kółko. Z przerwą na krótki oddech w weekend. Jedzenie, sranie, jedzenie, sranie. W dużym skrócie. Aż do śmierci. Nic więcej.

Może jakieś tam krótkie chwile prawdziwego szczęścia. Kiedy pozna się Tą Osobę, która chce z nami iść przez to krótkie życie. Szczęścia, kiedy mocno się starając uda spełnić się jedno czy dwa marzenia. Nawet drobne codzienne radości. Tak, są takie. Codziennie coś dobrego. Tylko czy to rekompensuje tą ciężką gulę w gardle, która dławi coraz bardziej?

Prawdopodobnie jestem teraz cholernie niesprawiedliwa i krzywdzę samym takim myśleniem te wszystkie osoby, które kiedykolwiek myślały o mnie z prawdziwą troską. Wszystkich tych, którzy mnie kochają i którym na mnie zależy. Ale co ze mną? Muszę myśleć o innych. Muszę dbać, żeby innym było dobrze i komfortowo. Trzymając swoje lęki i problemy głęboko schowane. Dostępne tylko dla mnie.

Tak, mam wielkie plany na życie. Mam piękne marzenia. Każdy ma. Chcę doświadczać nowych sytuacji, poznawać to, czego jeszcze nie próbowałam. Ale nie jestem wyjątkowa. To ma każdy. Ja chcę, ale chce każdy na świecie. Może zamiast to pisać, powinnam zrobić kolejny krok, który przybliży mnie do tych marzeń i planów. Tylko nie jestem pewna, czy mam na to siłę.

Wiem, że pisałam to całe pierdololo o tym, żeby się nie zabijać i w ogóle. Ludzie czytają to bardzo często. Ciekawe, czy to jest jedna z ostatnich rzeczy, jaką przeczytają w życiu. Ale sama nie wiem, czy to jest takie proste. Powiedzieć komuś – hej, przestań się martwić. Będzie dobrze.

Bo jutro też jest dzień. Może będzie lepszy. Będzie to pieprzone słońce i cała ta pieprzona radość, której doświadczają wszyscy. Będzie dobrze.

Wybrane dla Ciebie: