Wiedźmin 3: Dziki Gon + DLC

wiedźmin 3: dziki gon

Pierwszy Wiedźmin miał premierę w 2007 roku (w tym samym roku wyszedł także pierwszy Assassin’s Creed) i chociaż śledziłam informacje prasowe, to w nieco topornego Geralta zagrałam dopiero rok temu. Żeby nie było, jak na tamte czasy produkcji gier, to naprawdę robiło wrażenie. Jednak z tych trzech części największe wow wywołuje Wiedźmin 3: Dziki Gon i to głównie na zagraniu w tę zależało mi najbardziej. W poprzednie części zagrałam głównie z poczucia nie wiem czego, ale już tak mam, że lubię robić rzeczy we właściwej kolejności. Drugą kwestią jest to, że decyzje podejmowane w poprzednich grach mają wpływ na relacje Geralta z NPCami, więc chciałam wykorzystać również tę możliwość.

Być może istnieje jeszcze ktoś, kto w Wiedźmina nie grał a ja pokażę wam, że warto. Ale tych, którzy już mieli taką przyjemność, zapraszam do podzielenia się swoją opinią w komentarzach. Wszystkie grafiki w tym wpisie są zrzutami ekranu z mojej gry (na PC) po całkowitym ukończeniu wątku głównego i niemal wszystkich zadań pobocznych, więc niektóre miejsca wyglądają inaczej, niż na jej początku.

świat gry

To. Jest. Cudo. Trzeba przyznać, że CD PROJEKT RED wycisnął chyba wszystko co najlepsze z Sagi o Wiedźminie Sapkowskiego i stworzył bajeczny, trochę magiczny, trochę staropolski świat, który wciąga na długie godziny. Ja „przegrałam” 144 godziny w najłatwiejszym trybie (podczas gry wolę zachwycać się każdym szczegółem zamiast cały czas oglądać się za siebie), ale poziom trudności można zmieniać w dowolnym momencie gry, jeśli przeciwnik okaże się zbyt trudny lub zbyt łatwy. No i może to jakieś moje dziwne słowiańskie sentymenty i uwielbienie skansenów, bo na każdym kroku zachwycała mnie sielskość maleńkich wiosek rozsianych po całej mapie. Mimo tego nie zachwyciłam się Białym Sadem zimą – jasne, jest ładnie i magicznie (bo wszystkie lokacje w tej grze takie są), ale ja zwyczajnie nie lubię zimy.

Otwarty świat można eksplorować niemal bez ograniczeń – wyjątkiem oczywiście są wejścia odblokowywane tylko w trakcie głównego wątku, i coś co bardzo doceniam, czyli brak ekranu ładowania podczas wchodzenia do budynków czy jaskiń. Podczas podróży wyraźnie widać zmiany krajobrazu, pór dnia, pogody, a nawet temperatury – kiedy nocą zrywa się wiatr, to serio robi się jakoś tak mało przyjemnie. Przez większość czasu miałam wrażenie, główną porą roku jest przełom lipca i sierpnia. Zgodzicie się? W świecie da się zaobserwować bogaty przekrój ekosystemów, społeczności oraz „ekonomię” regionów. Świat gry Wiedźmin 3: Dziki Gon żyje swoim własnym życiem, rozpoczęte działania (nawet bez ingerencji Geralta) mają swoją kontynuację – podczas podróżowania i odnalezieniu takiego miejsca, Wiedźmin wygłosi krótki komentarz.

Lokacje w świecie gry często odnoszą się do rzeczywistych miejsc i kultur – np. w Novigradzie znajduje się odwzorowany Gdański Żuraw. Odniesień do popkultury jest cała masa – wystarczy tylko słuchać. Odwiedzone miejsca również ma swoją historię, o której czasem można usłyszeć od mijanych postaci niezależnych, niekiedy mówioną szeptem i między słowami. Przysłuchiwanie się tym opowieściom bardzo mnie wciągnęło i bardzo często doprowadzało do śmiechu. Warto też zagadywać spotkanych ludzi, bo od niektórych można dostać dodatkowe zadanie i wynagrodzenie, które w kilku momentach gry bardzo się przydaje i lepiej mieć odłożoną większą sumę.

interfejs i możliwości

Bardzo rozbudowany interfejs składa się z głównych zakładek podzielonych na mapę świata, ekwipunek, zadania, postać, medytację, alchemię i glosariusz. Po wejściu w dowolną z nich, na górze ekranu pojawiają się przewijane menu, w którym znajdziemy dodatkowo rzemiosło, bestiariusz, książki oraz samouczek. Opcji jest naprawdę multum, ale dosyć łatwo je ogarnąć, bo są intuicyjne (chociaż trochę czasu zajęło mi zrozumienie rozwoju postaci – ta część po prawej stronie) i dobrze ustawione bardzo ułatwiają rozgrywkę.

Najbardziej ucieszyło mnie przeniesienie trybu medytacji do jednej z zakładek, bo strasznie mnie wkurzała konieczność szukania ogniska. Jednak nadal do szybkiego podróżowania potrzebny jest drogowskaz, co mnie osobiście nieco drażni i niepotrzebnie zajmuje czas – jeśli już udajemy, że człowiek może się teleportować, to po co te dodatkowe ograniczenia.

rozgrywka

Czy was też strasznie wkurzają gry, w których można wykonywać tylko jedno zadanie na raz? Mnie bardzo, dlatego tak mnie cieszy możliwość otwarcia wielu zadań równocześnie i wykonywania ich w dowolnej kolejności (oczywiście poza questami, które są ściśle związane z głównym wątkiem) – przez przypadek prawie zupełnie zamknęłabym sobie jeden z ciekawszych wątków gry, bo rozpoczęłam zadanie kończące go, ale z powodu moralnych wątpliwości odłożyłam je na później. Po zakończeniu wątku głównego zostaje się w świecie gry, dzięki czemu można wykonać zadania poboczne lub zwyczajnie zwiedzać i odkrywać kolejne lokacje. Super jest też to, że dialogi nie forsują określonego działania, więc rzeczywiście decyzja o przebiegu i zakończeniu gry należy do gracza.

Dla lubiących przebieranki Wiedźmin 3: Dziki Gon będzie spełnieniem marzeń, ponieważ elementów zbroi jest ponad 300. Jedne bardzo ciężko zdobyć, niektóre można tylko wytworzyć (po uprzednim odnalezieniu schematów), część da się skompletować w pełne zestawy. Wszystkie bronie i elementy pancerza można ulepszać, chociaż nie w nieskończoność. Te należące do szkół wiedźmińskich są ponoć mega wypasione – tego jednak nie sprawdziłam, bo główny wątek gry przeszłam w podstawowym ciuszku Geralta (zwyczajnie mi się spodobał) a ulepszałam jedynie bronie. Później przerzuciłam się na przepiękny kontusz i tak już zostało do końca.

Czy były zadania, których nie skończyłam? Tak. Wszystkie związane z Gwintem. Ta karcianka, dodatek do gry, stała się jakimś dzikim fenomenem w takim stopniu, że została teraz wydana jako osobna gra dotycząca tylko grania w karty. A ja jej nie ogarniam! Bardzo się starałam, ale zwyczajnie nie jestem w stanie zrozumieć tych zasad (zawsze byłam beznadziejna w gry karciane) i dałam sobie z tym spokój. Jedno zadanie wypadło mi „automatycznie”, ponieważ było powiązane z losami jednej z pięciu kluczowych postaci. I następne, bo za szybko przejechałam konno obok kobiety stojącej na drodze i uznała, że chyba nie jestem zainteresowana.

zakończenia

Wiedźmin 3: Dziki Gon (chyba nawet bardziej niż poprzednie dwie części) jest grą, w której serio odczuwa się ciężar (lub lekkość) podejmowanych decyzji. Należę do tego typu graczy, który bardzo długo zastanawia się przed podjęciem działania – takie etyczne rozkminy – i bierze odpowiedzialność za swoje decyzje. I tak, w tej grze są straszne kwasy a decyzja często sprowadza się do wyboru mniejszego zła (lub większego – zależy od tego, jakiego bohatera chce się wykreować), bo wszystko co Wiedźmin zrobi dla jednych może skończyć się dobrze, dla innych… Z tego powodu, że podjęłam w mojej ocenie najlepsze decyzje, nie rozpocznę gry od nowa. Swoją ciekawość innych zakończeń lub pojedynczych decyzji zaspokajam oglądając gameplaye na YouTube.

A tych zakończeń jest kilkadziesiąt, jeśli nie więcej. Najważniejsze, dotyczące głównego wątku wątku gry (losy Ciri), są trzy i wpływają na nie decyzje w czterech momentach. Poza tym Geralt może wybrać, z kim zwiąże swoją przyszłość i są to trzy opcje, o których decyduje się (o ile dobrze mi się wydaje) w dwóch momentach gry. Kolejne decyzje dotyczą pięciu kluczowych postaci w pobocznych wątkach (ale istotnych dla przebiegu głównego) i dla każdej z nich Wiedźmin może wybrać jedno z dwóch zakończeń. I w tym momencie to już robi się dużo. Jednak na tym się nie kończy, bo na drodze Geralta staje naprawdę wiele osób potrzebujących pomocy i każde podjęte (lub nie) działanie wywiera mniejszy lub większy wpływ na świat gry. To w tej grze uwielbiam.

DLC

Przed kupieniem gry z pełnym pakietem dodatków zadaję sobie pytanie: czy warto? Nie ma co ukrywać, że obecnie wychodzące nowości kosztują kupę kasy, a dodatki nie zawsze okazują się… Satysfakcjonujące. Tak na serio, to satysfakcjonujące są rzadko, chociaż z wyjątkami. Bo pakiet dodatkowych ciuchów dla głównej postaci, kilka broni niedostępnych w podstawowej grze czy dodatkowe zadania typu „obejdź całą mapę właściwie bez większego sensu” zajmujące mniej niż dzień gry, to trochę żenada i serio, tę stówkę na DLC można spokojnie zachować na kupienie kolejnej gry.

Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie zawartość dwóch dodatków do gry Wiedźmin 3: Dziki Gon, czyli Wiedźmin 3: Serca z Kamienia oraz Wiedźmin 3: Krew i Wino. Ło panie, jakie to są miodne dodatki. Nie wiem jak wiele mogę wam powiedzieć, żeby nie zdradzić zbyt dużo, więc może zamiast fabuły nakreślę ich klimat i o co mniej więcej chodzi. Zakończenia nie zdradzę, chociaż mogłabym, bo zakończeń jest kilka i, tak jak w głównej grze, zależą od decyzji podejmowanych w trakcie rozgrywki. Aha, poziom przeciwników w obu dodatkach jest dość wysoki, więc lepiej zabrać się za nie po wyekspieniu swojej postaci.

Wiedźmin 3: Serca z Kamienia

Serca z Kamienia to dodatkowy wątek, który dzieje się obok podstawowej gry, na tej samej mapie i w już istniejących lokalizacjach. Nie szła bym w tym kierunku, że dodatek jest lepszy od podstawowej gry, chociaż zdecydowanie jest bardzo dobrze napisany i zapewnia kolejne godziny w towarzystwie Geralta. Opowieść o miłości i poświęceniu jest tak bardzo złożona i głęboka, że nie jest możliwe określenie bohaterów złymi lub dobrymi. Mimo to nie miałam wątpliwości, jak powinny potoczyć się losy Olgierda.

W trakcie realizowania głównego zadania Wiedźmin uczestniczy w tradycyjnym polskim wiejskim weselu. Chociaż właściwie uczestniczy w nim Witold (no uwielbiam go!), który według mnie jest taką postacią, że spokojnie uciągnąłby całą grę sam. Dodatek możemy zakończyć na dwa sposoby w wyniku wykonania dodatkowych kroków w trakcie jednego z zadań.

Wiedźmin 3: Krew i Wino

Inaczej niż w poprzednim, Krew i Wino przekazuje graczowi osobną i rozbudowaną mapę do eksploracji. Geralt wyrusza w podróż do krainy Toussaint, która jest mocno oderwana od rzeczywistości, ale zakochałam się w niej od pierwszego zobaczenia. Dokładnie jak w podstawowej grze, rzeczy nie są takie, jak się je widzi. Z wierzchu nęci kolorami i niewinnością, ale pod ziemią już się czają kolejne potwory. Podobnie jest z ludźmi zamieszkującymi Toussaint oraz zadaniami, które tam czekają. Bonusem według mnie jest test na polskość, czyli wizyta w banku – genialne.

W tym dodatku Wiedźmin ma okazję stać się właścicielem ziemskim oraz przyłożyć rękę do stworzenia nowego wina sygnowanego jego imieniem. Można skompletować jeszcze kilka zbroi oraz wyposażyć się w dodatkową broń – wiele z tych przedmiotów ma najlepsze parametry. Poza rozbudowaną fabułą głównego zadania, jest masa dodatkowych aktywności. To niby są takie drobne szczegóły, ale właśnie dzięki nim cała gra staje się wyjątkowa. Zakończenia tego dodatku są trzy a zależą od decyzji podejmowanych w czterech momentach głównego wątku.

Może się wydawać, że się za bardzo rozpisałam, a ja serio o grach komputerowych mogłabym mówić bez przerwy, bo to kocham. Kto z was już grał w Wiedźmina?

Wybrane dla Ciebie: