Najlepsza zupa pod słońcem – Restaurant Week w Warszawie

restaurant week

W trakcie dziesięciu dni trwania Restaurant Week w Warszawie mogłam wybrać się do 72 restauracji. Zostało nieco mniej po odrzuceniu tych, które nie przewidziały jako gości osób nie jedzących mięsa. Zostało ich jeszcze mniej, kiedy z zapisaniem obudziłam się 3 dni przed końcem festiwalu.

Z myślą odwiedzenia Osterii chodziłam już od dłuższego czasu a Restaurant Week stał się okazją, której nie mogłam już przepuścić. Zarezerwowałam stolik, zapłaciłam za 2 osoby, wpisałam termin w kalendarz. Menu wybrane na festiwal częściowo było mi znane. Skąd?

W trakcie czekania odwiedziłam (kolejny raz) stronę restauracji i z nieukrywaną radością zauważyłam, że tworzy „sieć” z moimi ulubionymi restauracjami – Roma Belwederska i Bukieteria. Była jeszcze Roma przy Jasnej, ale została zamknięta przed remontem Świętokrzyskiej. Szkoda, bo wystrój był prześliczny.

 CZY WARTO?

Zdecydowanie nie warto się długo zastanawiać, bo Restaurant Week jest niepowtarzalną okazją do poznania ciekawych miejsc na kulinarnej mapie za naprawdę śmieszne pieniądze.

No dobra. To teraz czas na zdjęcia i moje wrażenia smakowo – wizualne. Pod zdjęciem wystawiam subiektywną ocenę smaku w skali 1-10 (jeśli czytasz to na telefonie, pomacaj zdjęcie, żeby zobaczyć ocenę – nie martw się, nie otworzy się w innej karcie/powiększeniu/wstaw cokolwiek).

PRZYSTAWKA

Krem z dyni z krewetkami (po lewej) i zupa cebulowo-truflowa z makaronem (po prawej).

Zupa dyniowa dla mnie była taka sobie. Nie była zła w smaku, ale zbyt pikantna. Nie lubię ostrych potraw, więc ledwo przełknęłam kilka łyżek. Krewetki były, ale nie czułam ich smaku.

Ale zupa cebulowo-truflowa… Jeśli chcesz wiedzieć, co oznacza mouthgasm i przez chwilę być jak Meg Ryan w najpopularniejszej scenie z „Kiedy Harry poznał Sally”, musisz jej spróbować. To jest zdecydowanie najlepsza zupa, jaką jadłam w swoim życiu.

DANIE GŁÓWNE

Garniec muli (po lewej) i pappardelle z owocami morza (po prawej).

Poprawne mule w sosie a`la Marinara przypomniały mi smakiem wakacje w Chorwacji. Nie było to kulinarne WOW, ale jeśli ktoś lubi mule, to smak tego dania go zadowoli.

Pappardelle natomiast było bez smaku. Danie próbowały ratować owoce morza, ale było ich zbyt mało, żeby mogły odnieść sukces.

DESER

Beza limonkowa z musem z mascarpone (po lewej) i gotowany sernik z polewą malinową (po prawej).

Beza miała idealną konsystencję – nie wysuszona, lekko ciągnąca się przy gryzieniu. Nie czułam smaku limonki, za to lekki aromat cynamonu. Taki mus mascarpone smakuje jak domowy i to był duży plus.

Niesamowity w smaku okazał się gotowany sernik. Wilgotny, bardzo lekki, niemal śmietankowy – genialny. Mogłabym jeść taki codziennie. Smak polewy malinowej gdzieś mi uciekł.

PODSUMOWANIE RESTAURANT WEEK

Wizyta w Osterii sprawiła mi radość i mimo kilku minusików w ogólnym rozrachunku cieszę się, że wybrałam tę restaurację. W przyszłym roku postaram się być mniejszą gapą i stronę Restaurant Week odwiedzę już na samym początku akcji.

Wybrane dla Ciebie: